Magia wspólnej gry

Gradaptacje, czyli słynne adaptacje na planszy

Wiedzieliście, że film „Forrest Gump” to adaptacja książki? Tak samo jak „Zielona Mila” i „Milczenie Owiec”. Nie jest to bynajmniej nic nadzwyczajnego – znamy filmy na podstawie książek, książki na podstawie filmów, a nawet filmy na podstawie gier komputerowych na postawie książek… Dobrze, wystarczy. W tym momencie nietrudno zgadnąć, do czego zmierzamy. Rzućmy okiem, czy na rynku planszówkowym znajdziemy jakieś ciekawe gradaptacje.

„Fallout”

Zaczniemy od nowości, której miłośnikom gier komputerowych przedstawiać nie trzeba. Wieść o tym, że kultowa seria Fallout trafi na blat, rozpaliła fanów nuklearnych pustkowi niczym kolejny atomowy grzyb na horyzoncie. Komputerową serię pokochaliśmy za słodko-gorzkie przedstawienie życia na post-nuklearnych pustkowiach, nietuzinkowe postaci, wszędobylskie mutacje i liczne dylematy moralne.

Co z tego smakowitego połączenia serwuje nam gradaptacja? Już pierwszy rzut oka na zawartość pudełka sprawi, że fani pierwowzoru zapiszczą z radości. Zewsząd atakują nas charakterystyczne grafiki z gry inspirowane komiksami science fiction z lat 50. ubiegłego wieku. Dalej jest jeszcze lepiej. Świetne wykonane figurki graczy, planszetki ze scenariuszami na podstawie III i IV części gry, kapslowa waluta, spory arsenał broni i kart przygód oraz płytki mapy ze znajomymi lokacjami.

Po wybraniu scenariusza, rozłożeniu płytek mapy i wybraniu postaci, możemy ruszać na podbój pustkowi symbolizowany tutaj punktami wpływów. Każdy ze scenariuszy będzie także opowiadał pewną historię przedstawioną za pomocą kart przygód. Owe karty posiadają dwie możliwości rozstrzygnięcia. Zazwyczaj jest to problem natury moralnej, a skutki naszego wyboru będą wpływały mniej lub bardziej na nasze dalsze poczynania na planszy. Wprowadzą nowych wrogów, przedmioty lub możliwości zdobycia dodatkowych punktów wpływów. Podczas eksploracji mapy natkniemy się na znane z gier lokacje, zwerbujemy towarzyszy, powalczymy z mutantami lub podejmiemy się wykonania mało zobowiązujących zadań dodatkowych. Wszystko to napędzane jest silnikiem opartym na rzutach kostką, modyfikowanym bonusem otrzymywanym za rozwój postaci i posiadane przedmioty – bonusem jednym i tym samym, dającym również możliwość przerzucenia kostki.

fallout, gradaptacje

Smutnym jest fakt, że przeciwnicy nie doczekali się figurek i symbolizowani są na planszy mało spektakularnymi płaskimi żetonami. Interakcja z innymi graczami ogranicza się do handlu wymiennego i… tyle. Pojedynków w samo południe niestety nie uświadczymy. Oprawie graficznej nie możemy nic zarzucić, jest bardzo falloutowo. Założenia gry także pokrywają się z tym, do czego przyzwyczaiła nas wersja komputerowa. Mamy duży nacisk na otoczkę fabularną gry, która niestety w przypadku planszówki szybko się wyczerpuje. Walki ograniczają się do rzutu kostką, który można ewentualnie przerzucić, natomiast interakcje z innymi graczami… – cóż, czujemy tutaj powiew radioaktywnej nudy. A może po prostu mieliśmy zbyt duże wymagania?

„Dark Souls”

Następną w kolejce jest seria Dark Souls. Absolutny hit na komputerach i konsolach, którego średnia ocena od lat sięga 90%. W dużym skrócie mamy do czynienia z fabularną grą akcji, w której kierujemy poczynaniami dzielnego bohatera z horrendalnie wielkim mieczem – lub innym tasakiem – w okrytych mrokiem zaświatach. Jego głównym zadaniem jest pokonywanie coraz to potężniejszych, zazwyczaj ogromnych i niezwykle pomysłowo zaprojektowanych monstrów. Głównym czynnikiem przykuwającym do komputera jest tu wysoki poziom trudności. Gra nie wybacza błędów, a jednocześnie grający cały czas ma świadomość, że przegrał o włos i następnym razem na pewno się uda… albo za jeszcze następnym… I że do trzech razy sztuka… Ale teraz to już na pewno…

Co zatem dobrego wyląduje na stole? Otóż na pierwszy rzut oka widać to, czego zabrakło w „Falloucie”. Mamy tutaj naprawdę sporych rozmiarów kolekcję figurek z crème de la crème w postaci sześciu dużych replik bossów prosto z komputerowych zaświatów. Oprócz tego duże kafle z lokacjami, planszetki graczy, ilości kart idące w setki, znaczniki oraz instrukcję, która w skomplikowany sposób opisuje proste zasady gry.

dark souls, gradaptacje

Wchodzimy mianowicie do pomieszczenia, które w losowy sposób zostaje wypełnione przeciwnikami i… walczymy! Od pierwszej rundy czuć, że to stary, dobry Dark Souls, gdyż potwory dostają wyraźne fory. Oznacza to, że margines naszego błędu można mierzyć w milimetrach. Po zakończeniu potyczki – jeśli dostaliśmy lanie albo po prostu uważamy, że to czas najwyższy – możemy wrócić do obozu, by pozszywać rany, kupić ekwipunek lub rozwijać postać. Jeśli pokonaliśmy złe paskudy, to ruszamy dalej w głąb mrocznych czeluści zaświatów, aż dotrzemy do finałowej bitwy, gdzie zmierzymy się z wyjątkowo silnym i przebiegłym przeciwnikiem.

Najmocniejszą stroną pierwowzoru były właśnie potyczki z tymi super silnymi bossami. Gradaptacja nie ma sobie nic do zarzucenia w tym temacie. Potwory otrzymały pokaźny arsenał ruchów i ataków specjalnych, przez co pojedynki z nimi nabierają mocno taktycznego charakteru. Zresztą wszystkie konfrontacje, nawet te z pomniejszymi bestiami, będą wymagały od graczy sporo wysiłku. Będziemy też ciągle umierać i przegrywać, bo zdobycie lepszego ekwipunku graniczy z cudem, dlatego też fani komputerowego „Dark Souls” będą zadowoleni!

CZYTAJ:  StarWars – planszówki kontratakują!

„Sid Meier’s Civilization: Gra planszowa”

Seria gier o rozwoju cywilizacji sięga swą genezą początku lat 90. poprzedniego wieku i cieszy się niesłabnącą popularnością. Osobom, które przespały ostatnie 25 lat, przypominamy że „Cywilizacja” to turowa gra strategiczna.   Wcielamy się w przywódcę jednej z historycznych nacji i prowadzimy ją od zamierzchłych czasów prehistorycznych do ery lotów kosmicznych, budując miasta, rozwijając kulturę, technikę, religię, eksplorując świat oraz prowadząc wojny. Celem gry jest zbudowanie najwspanialszego z państw. Cechą charakterystyczną serii jest to, że wygrać można nie tylko poprzez dominację militarną, ale także osiągając pełnię rozwoju naukowego, kulturowego lub religijnego.

Przeniesienie na stół V części „Cywilizacji” z pozoru nie było trudnym zadaniem. Z jednej strony komputerowy pierwowzór jest taką grą planszową na mocnych sterydach. Jednak z drugiej przeszczep setek statystyk i elementów rządzących rozgrywką, a obliczanych do tej pory przez procesor, nie było łatwym zadaniem. Zobaczmy, co z tego wyszło.

Niezależnie od tego, jak duży stół posiadacie, będzie potrzebny większy. Gra jest olbrzymia i naprawdę twórcy postarali się, by zagadnienia znane z ekranów komputerów znalazły się również na planszy. Niestety, nie mamy tutaj możliwości, by zagłębiać się w szczegóły każdego aspektu gry. Jednak każdy, kto kiedykolwiek grał w dzieło Sida Meiera, od razu zobaczy, że gradaptacja jest bardzo wierna.

sid, gradaptacje

Mamy losowo generowaną mapę (z wioskami!), 6 zróżnicowanych, grywalnych nacji, budowanie i rozbudowywanie miast, cuda świata dla każdej z epok, tworzenie wojska i wyjątkowo przystępny system bitew, rozwijanie drzewka technologicznego… pozwólcie odetchnąć… zmiany ustrojów politycznych, surowce ekskluzywne, karty kultury, wielkie postaci oraz 4 różne drogi do zwycięstwa. Czy to wszystko da się ogarnąć naszym małym rozumkiem? Nie jest łatwo i nie będziemy ukrywać, że to nie jest tytuł dla osób, które na co dzień grają w „Eksplodujące Kotki”. Fani wersji elektronicznej będą zachwyceni, wysoka poprzeczka postawiona przez planszówkę będzie dla nich jedynie motywacją do kolejnego epickiego zwycięstwa.

CZYTAJ:  Gry dla prawdziwych geeków
Autor: Redakcja, 16 lutego 2018