Magia wspólnej gry

Brydż – w świecie dżentelmenów

Przenieśmy się trochę w czasie, w niezbyt odległą przeszłość, do dwudziestolecia międzywojennego. Można śmiało stwierdzić, że był to czas rozkwitu brydża – jednej z najpopularniejszych gier karcianych w historii.

Wistuję kierem, milordzie

Połowa XX wieku to okres, kiedy dżentelmenowi lub damie nie znać brydża zwyczajnie nie wypadało, bo o czym tu z takim rozmawiać? O popularności gry niechaj świadczy fakt, że większość kawiarni i restauracji wydzielała podówczas specjalne pomieszczenia przeznaczone dla miłośników kart. Pod nieobecność wszelkiego typu elektronicznej rozrywki gra w karty stała się ulubioną rozrywką towarzyską. Gdy poker kojarzy nam się nierozerwalnie z bardziej łobuzerskim towarzystwem, tak kiedy słyszymy o czwórce brydżowej, od razu wyobrażamy sobie elegantów przy kawiarnianym stoliku. Tak właśnie było, a w brydża zagrywali się także artyści, pisarze oraz politycy.

brydż

Czwarty do brydża

Przybliżmy zatem, na czym polega gra, która zawładnęła umysłami naszych dziadków. W rozgrywce bierze udział czterech graczy podzielonych na dwie równe drużyny. Tuż po rozdaniu wszystkich 52 kart z talii gracze przechodzą do fazy licytacji. To ona, według nas, świadczy o wyjątkowości brydża i stoi za jego wielkim sukcesem. Gracze, znając jedynie 13 kart ze swojej ręki, kolejno licytują ilość lew – kart, które będą w stanie zebrać w trakcie tego rozdania. Oczywiście karty zebrane przez naszego partnera także wliczają się do tego wyniku. Dlatego tak bardzo ważnym jest przewidzieć nie tylko ruchy przeciwników, ale także naszego sojusznika. W tym momencie rozpoczyna się wojna czterech umysłów, którą doskonale opisuje stare brydżowe powiedzonko: „geniusz przy stole łączy siły z idiotą z naprzeciwka, żeby pokonać oszusta z lewej i kłamcę z prawej”.

CZYTAJ:  6 gier karcianych idealnych na każdą imprezę

Dziadku, drogi dziadku

Gdy licytacja zostaje zakończona, gracz siedzący na lewo od rozgrywającego, czyli gracza, który wygrał licytację, kładzie przed sobą dowolną kartę, tak aby wszyscy mogli ją widzieć. Ten ruch nazywany jest wistowaniem. Po pierwszym wiście dziadek, czyli partner gracza, który wygrał licytację, wykłada wszystkie swoje karty na stół tak, aby mogli je widzieć pozostali gracze. Od tego momentu dziadek jedynie zagrywa swoje karty na polecenie rozgrywającego, po kolei tak, jak inni gracze. Nie ma przymusu przebijania, ale trzeba rzucać karty do koloru. Gracz, który wziął lewę, rzucając najsilniejszą kartę, wychodzi do kolejnej lewy aż do zagrania wszystkich 13 kart przez graczy. Wtedy sprawdza się, czy licytujący wywiązali się z „kontraktu” i podlicza się punkty.

Czy wróci na salony?

Czy skończył się już czas tej szlachetnej gry? Profesjonalni gracze przyznają, że brydż nie jest najbardziej widowiskową grą na świecie, a żeby czerpać przyjemność z oglądania innych grających, trzeba naprawdę dobrze znać zasady gry. Brydż został zepchnięty na boczny tor przez pokera, który posiada znacznie prostsze i przejrzystsze zasady. Niemniej brydżyści nie próżnują, nadal obywają się turnieje, a nawet oficjalna Olimpiada Brydżowa organizowana przez Światową Federację Brydżową, na której wśród medalistów pojawiają się także Polacy. Zdecydowanie najpopularniejszym brydżystą wśród „niewtajemniczonych” pozostaje znany polityk Janusz Korwin-Mikke.

ręka z kartami

Czy moda na brydża jeszcze wróci? Sceptycy uważają, że gra jest zbyt skomplikowana jak na obecne realia promujące raczej proste rozrywki. Jesteśmy zdecydowanie mniej pesymistyczni w tej ocenie. Gdyby ktoś kilkanaście lat temu powiedział nam, że ludzie będą szaleć za eurogrami planszowymi, które przecież do najprostszych nie należą, też pewnie popukalibyśmy się w czoło. Zachęcamy do brydża już dzisiaj, żebyście jutro mogli powiedzieć z nieskrywaną wyższością, że grywaliście zanim to stało się modne!

Autor: Redakcja, 3 listopada 2017