Magia wspólnej gry

Gry w wersji Junior – czego się po nich spodziewać?

Czy warto zainwestować w gry w wersji junior, zamiast upraszczać dorosłe warianty? Wśród graczy nie brakuje młodych rodziców tęsknie zerkających do kołysek i roztaczających wizję długich partii z latoroślami. Maniakalnie sprawdzają oni nominalny wiek z pudełka, odejmują rok czy dwa i liczą, ile to jeszcze lat… Niejednemu z nich serce bije mocniej, gdy na sklepowej półce, przy swoim ukochanym tytule, dostrzega napis „junior”.      

Dzieci z Carcassone (od 4 lat, 20 minut)

gry planszowe dla dzieci

Chyba nie ma gracza, który by choć nie słyszał o ogromnym rodzie Carcassonne. Jednak nie każdy wie, że kilka lat temu na świat przyszedł nowy członek rodziny. Gra „Dzieci z Carcassonne” – bo o niej mowa – po otwarciu pudełka wita nas większymi niż w pierwowzorze kafelkami z bardziej kontrastowymi, lekko komiksowymi ilustracjami oraz również większymi, drewnianymi ludzikami. Nie jest to bez znaczenia, gdyż gra jest przeznaczona już dla dzieci 4-letnich, czyli dopiero nabierających precyzji ruchu.

Zasady

Sednem są zmiany w zasadach. Po pierwsze każdy kafelek pasuje wszędzie, bo z każdej ścianki wychodzi droga – więc odpada pilnowanie poprawności ułożenia kafla. Po drugie interesują nas tylko owe drogi i na ich budowie skupia się cała gra. Po trzecie i chyba najbardziej zaskakujące – bo jak dotąd niespotykane w carcassonnowym klanie – jest podejście do ludzików. Na kafelkach narysowane są dzieci, których barwa odpowiada kolorom pionków; po zamknięciu drogi należy po prostu postawić swoje ludziki w odpowiednich miejscach. Tym samym młody gracz nie musi podejmować, trudnych dla 4-latka, decyzji gdzie i czy w ogóle wystawiać pionek. Raz wystawione ludziki już nie wracają do gracza. Grę wygrywa ten, kto pierwszy pozbędzie się swoich pionków – w ten sprytny sposób wyeliminowano liczenie punktów. Dla niektórych rodziców dodatkowym atutem będzie możliwość dyskretnego wspierania młodszego z dzieci poprzez odpowiednie dokładanie swoich kafli.

Podobnie, jak w podstawowej wersji, i tu podczas rozgrywki powstaje śliczna mapa. Już samo jej budowane, a potem śledzenie, która ścieżka gdzie prowadzi, jest świetną zabawą.

Choć w „Dzieciach z Carcassonne” nietrudno dopatrzeć się charakterystycznych cech łączących całą rodzinę, zdecydowanie wybija się jej indywidualna osobowość. Jest zaprojektowana dla dzieci i z myślą o nich, uwzględniając ich możliwości i potrzeby.

CZYTAJ:  Czy warto przeprowadzić się na Słoneczną?

Epoka Kamienia Junior (od 5 lat, 15 minut)

gry planszowe dla dzieci

Niewątpliwie to po mamie urodę odziedziczyła „Epoka kamienia junior”. Urocza, ciepła grafika w tym samym stylu co w pierwowzorze wita nas już z pudełka, a i wnętrze nie rozczarowuje. Elementy wioski i żetony zrobiono z naprawdę grubej tektury.  Komponenty drewniane – wykonane z taką dbałością, że aż proszą się, by je wziąć do ręki – są konkretnych rozmiarów, co utrudnia ich zgubienie. Tak, jak było to w pierwotnej wersji, tak i tu, młodych graczy gra przenosi do czasów prehistorii i stawia im zadanie budowy pierwotnej wioski. Dzieciaki naprawdę mogą wczuć się w klimat, patrząc, jak w ich osadach wznoszą się kolejne chaty.

Zasady

Bardzo roztropnie przełożono tu mechanikę „worker placement” (czyli wysyłania pionków na pola akcji) na możliwości przedszkolaków. Każdy gracz ma tylko jeden pionek, przy pomocy którego powinien zbudować osadę. Wysyła go na pola z surowcami lub do pracy za pomocą odsłanianych żetonów. Na każde pole można dostać się na dwa sposoby. Ciągnąc żeton z konkretnym polem lub żeton z odpowiednią ilością oczek odpowiadającą odległości pionka od danego pola. Żetony ponownie są zasłaniane, tym samym znowu dostępne, każdorazowo po wykonaniu akcji budowy.

Gra się przyjemnie, bo praktycznie przy każdym ruchu coś zyskujemy. A wykorzystanie elementu pamięciowego pozwala dzieciom uczciwie osiągnąć przewagę nad dorosłymi. Z radością muszę przyznać, że Juniorka wdała się w mamę. Widzę spore podobieństwo w charakterze rozgrywki przy jednoczesnym bardzo zgrabnym dostosowaniu gry do odbiorcy. Acz niesprawiedliwym byłoby powiedzenie, że jest to po prostu uproszczona wersja podstawowa.

Wsiąść do Pociągu: Pierwsza podróż (od 6 lat, 15-30 minut)

gry planszowe dla dzieci

Rodzicami „Pierwszej Podróży” niezaprzeczalnie są „Wsiąść do Pociągu: Europa” i „Wsiąść do Pociągu: USA”. Spadkiem po Europie jest fizjonomia. I tu mamy śliczną mapę Europy, tyle że paleta barw jest troszkę żywsza, a prócz nazw miejscowości umieszczono obrazek charakterystyczny dla każdego z miast. Połączenia są krótsze i jest ich troszkę mniej. Dzięki temu rozgrywka jest dużo krótsza i nie zdąży znużyć młodego gracza.

Jest również więcej połączeń równoległych, co sprawia, iż rozgrywka jest mniej konkurencyjna, a to sprzyja dziecięcemu odbiorcy. Mamy tu też równie urocze, choć symbolicznie większe plastikowe wagoniki do zaznaczania swoich tras. W pudełku znajdziemy też, tak jak i w wersjach podstawowych, karty z pięknymi kolorowymi wagonami i pełniącymi funkcję jokerów – lokomotywami, oraz karty biletów – tak jak plansza – wzbogacone  o ilustracje reprezentujące konkretne miasta. Dzięki temu umiejętność czytania nie stanie się barierą. Myślę, że warto się zawczasu zaopatrzyć w koszulki do kart. Inaczej małe rączki ściskające chowane w sekrecie karty szybko zostawią na nich ślady użytkowania.

Zasady

Bez wątpienia zasady są spuścizną po pierwszym wariancie gry – USA. Wyeliminowano żmudne liczenie punktów. Wygrywa osoba, która jako pierwsza wybuduje 6 tras – przebieg tury to wykapany tatuś. Gracz albo dobiera karty – dla ułatwienia wersji dziecięcej są to po prostu 2 karty w ciemno – albo buduje trasę, używając zgromadzonych wagoników. Jedynie dobieranie biletów nie jest odrębną akcją, a następuje po zrealizowaniu trasy.

W „Pierwszej Podróży” nie ma śladów po tunelach, promach i dworcach, tak dobrze znanych polskim graczom z najpopularniejszej u nas wersji Europa. Natomiast został dodany bilet specjalny, w czterech egzemplarzach, dostępny przez całą rozgrywkę. Każdy, kto wybuduje trasę łączącą po jednym mieście z przeciwległych krańców mapy, dołącza premiowy bilet wschód-zachód do swojej puli.

Fauna Junior (od 6 lat, 30 minut)

gry planszowe dla dzieci

Córki doczekała się też celebrytka, jaką niewątpliwie jest „Fauna”. „Fauna Junior” po otwarciu pudełka nie oczarowuje „bajecznymi” komponentami i przepięknymi ilustracjami. Bynajmniej nie oznacza to, że jej wykonanie jest mierne. Główna plansza jest solidna i czytelna. Dodatkowe planszetki również zostały wykonane z grubej tektury. Drewniane żetony nie odstają od poważnych euro, a nawet są ciut większe. Wydawca nie poskąpił i na karty zwierząt. Choć te jedynie leżą na stole w swoim pojemniku, to również zostały wydrukowane na całkiem grubych kartonikach. Gra niejedną rozgrywkę przeżyje bez szwanku, a i ma szansę bawić nasze wnuki. Jedyne, co kole w oczy, to nieporadne obrazki i raczej jedynie poprawna oprawa graficzna. Ale bądźmy szczerzy – to nie urodą „Fauna” podbiła nasze serca, a błyskotliwą rozgrywką.

Zasady

Lecz czy grę wymagającą zarówno całkiem sprawnego orientowania się w liczbach, jak i sensownej znajomości mapy świata da się przełożyć na język młodszego dziecka. Nominalnie „duża” Fauna jest przeznaczona dla 10-latków. Pan Friedemann Friese sprytnie poradził sobie z tym zadaniem. Dla wielu dzieci dość abstrakcyjną będzie próba wyobrażenia sobie czy kot waży 5 czy 80 kg. Ale powiedzenie czy waży więcej czy mniej niż rower nie jest już tak karkołomne. Zamiast brnąć w dalsze pytania o miary i wagi, gra pyta dzieci o to, czy zwierzę wylęga się z jaja i czym się żywi. To jest dużo bardziej konkretne dla młodego gracza. Autor błyskotliwie poradził sobie też z mapą. Zamiast wskazywać konkretne miejsca na świecie, dzieci muszą wybierać pomiędzy typami terenu. Jedyny problem sprawił nam fakt, że do każdej karty przypisanych jest kilka typów terenu i rozgrywki pokazały, że nie zawsze jest to takie intuicyjne.

Tak jak w pierwowzorze, i tu wygrywa gracz z największa ilością punktów, acz pula jest mniejsza. Pierwszy obstawiający poprawne pole gracz dostaje 2, a kolejni 1 punkt. W odróżnieniu od podstawowej „Fauny”, tutaj nie spotykają nas żadne sankcje za niepoprawną odpowiedź.

Shuffle Monopoly Deal: Junior (od 6 lat, 30 minut)

gry planszowe dla dzieci

W jednej z najliczniejszych growych rodzin, jaką jest rodzina „Monopoly”, dzieci nie brakuje. Warto pochylić się nad gałęzią „Shuffle Monopoly: Deal”, czyli udanym przełożeniu gry planszowej na karcianą, bo i tu pojawiło się dziecię imieniem Junior.

Powierzchowności gra nie odziedziczyła po przodkach – może i dobrze. Junior zapewne nie zostanie miss, ale ma radosne obrazki przedstawiające lokacje i czytelne karty pieniędzy.  Te bardziej przypadną do dziecięcych gustów niż klasyczna szata „Monopolu”. Znowu zderzamy się z aspektem kart miętoszonych w małych łapkach, to w końcu karcianka. Dzięki temu jednak po pierwsze zajmuje mało miejsca, po drugie jest załadowana w super plastikowe pudełko.  Stanowi więc wymarzoną grę do spakowania w plecak na mniejsze i większe wyjazdy. Po trzecie za kompaktowością idzie cena, a ta jest niesamowicie przystępna.

Zasady

Pomijając kwestie wielu tekstów na kartach, a więc konieczności czytania, „dorosła” wersja ma po prostu wredny charakter i w mojej opinii totalnie nie nadaje się dla dzieci młodszych. Jest to talia ociekająca negatywną interakcją, pełna zabierania sobie dzielnic, wymuszania pieniędzy, zwiększania czynszów i innych zagrywek, skądinąd nadających dynamiki rozgrywce. Junior na szczęście jest dużo łagodniejszy – polega głownie na dobieraniu karty z jednego ze stosów i dokładaniu ich do swojej puli czy to dzielnic, czy banku.

Z ciekawych twistów, gra pozwala za drobną opłatą podglądać wierzchnie karty wybranych stosów. By rozgrywka stała się bardziej przyjazna dzieciom, ograniczono liczenie do 4 (a na kartach prócz cyfry umieszczono odpowiednią ilość „oczek”), a by skrócić czas gry wymagane jest zebranie tylko 3 par kart. Dużym uproszeniem jest też kompletna rezygnacja z kart akcji. Natomiast, by zachować ducha gry, pozostawiony został mechanizm ściągania czynszu. Każdy gracz w swojej turze oznacza specjalną kartą, z którego ze swoich kolorów ściąga czynsz – i jeśli inny gracz wylosuje kartę w tym kolorze, musi uiścić opłatę. Pół biedy, jeśli posiada w swoim banku odpowiednią kwotę – gorzej, jeśli musi oddać swoją nieruchomość – dla niektórych czterolatków rozgrywka może stać się lekcją radzenia sobie z trudnymi emocjami.

Cieszę się, że  „Shuffle Monopoly Deal: Junior” tak różni się od pierwowzoru, bo dzięki wprowadzonym zmianom dużo młodsze dzieci mogą się z nim zaprzyjaźnić. Opanowanie tych uproszczonych zasad nie nastręcza trudności, a gra intryguje na tyle, że dzieciaki chętnie do niej wracają.

Wersje junior są kierowane główne do przedszkolaków i dzieci wczesnoszkolnych. Wydają się być nie tylko alternatywą dla grzybobrań i innych chińczyków, ale i pomostem łączącym zabawy dla dzieci z poważnymi grami, przy których bawią się dorośli. A otrzymanie gry takiej, jak ma tata, dla niejednego brzdąca jest mocną nobilitacją.

Autor: Redakcja, 20 listopada 2017